Było tak: Tata kupił książkę, mango i serek mascarpone.
Przesłanie proste: upiec tartę korzystając ze wszystkich wymienionych wyżej komponentów.
I tak też uczyniłam. Ciacho wyszło całkiem niezłe, nie można narzekać, ale szału też nie stwierdzono. No cóż, czasem tak bywa... Tylko co zrobić, jeśli z całego tego zamieszania zostało całkiem sporo mascarpone i jeszcze jeden dojrzały, soczysty, zupełnie nietknięty owoc mango? Odpowiedź jest banalnie prosta- TARTĘ! Już sama nie wiem, którą z kolei w tym miesiącu... Ale tarty są super i każdy, kto kiedykolwiek spróbował dobrego egzemplarza tego kulinarnego cudu zgodzi się ze mną całkowicie.
Przygotowałam więc spód z pokruszonych ciasteczek i masła, co samo w sobie zwiastuje coś niezłego. Potem pokombinowałam z wypełnieniem bazując na jednym sprawdzonym przepisie, dostosowując go do tego, co było w lodówce i co szeptała mi do ucha intuicja. Na wierzchu znalazł się król wszystkich owoców egzotycznych, jakie do tej pory udało mi skosztować- wspaniały mus z mango, podkręcony delikatnie cytryną i szczyptą cukru. Pozostało jedynie wspakować wszystko do pieca i prosić siły wyższe, by efekt końcowy okazał się zjadliwy. I udało się! Tarta wyszła na prawdę dobra, bardzo delikatna i aksamitna. Rodzice nie mogli się nachwalić podczas, gdy ja szybowałam w chmurach z nadmiaru tych komplementów :)
Tarta z mascarpone i mango
spód:
- 1 1/4 szklanki (310ml) drobniutko pokruszonych ciasteczek owsianych lub innych zbożowych,
- 75g roztopionego masła.
Rozgrzej piekarnik do temperatury 180 st.C.
Ciasteczkowe okruszki wymieszaj dokładnie z roztopionym masłem. Masą wylep dno i boki okrągłej formy do tart (najlepiej z wyjmowanym dnem) o średnicy ok. 24cm.
Wstaw do piekarnika na 10-15 minut, aż wierzch zmatowieje i "zleje się", połączy wszystkie okruchy ze sobą, a boki delikatnie zarumienią. Wyjmij z pieca i przestudź w czasie, gdy będziesz przygotowywać nadzienie.
nadzienie serowe:
- 250g (1 małe opakowanie) serka mascarpone,
- 1/3 szklanki (80ml) mleka skondensowanego słodzonego,
- 1/3 szklanki (80ml) cukru,
- 2 1/2 łyżki (37,5ml) mąki pszennej,
- 1 jajko o temp. pokojowej.
mus z mango:
- 1/2 szklanki (125ml) puree z mango (miękki i dojrzały owoc należy zmiksować na gładko blenderem, można też przetrzeć całość przez sitko, aby pozbyć się twardszych włókien),
- 3 łyżki (45ml) cukru (jeśli owoc jest bardzo słodki można użyć mniej),
- sok z 1/2 cytryny,
- 1 żółtko o temp. pokojowej.
Wszystkie składniki wymieszaj ze sobą dokładnie.
Na podpieczony spód wylej nadzienie serowe. Łyżką nakładaj na nim kleksy musu owocowego. Wykałaczką lub końcem noża zrób kilka zkrętasów, aby z dwóch mas utworzył się marmurkowy wzorek. Foremkę wstaw do piekarnika na ok. 25-30 minut- nadzienie zarumieni się i przy dotknięciu serowego nadzienia wyczujesz, że jest już upieczone. Wyjmij z pieca i ostudź, a nastęnie wstaw na noc do lodówki.
Tarta smakuje wyśmienicie zarówno schłodzona, jak i w temperaturze pokojowej. Uwaga! Znika z talerzy z prędkością światła.
Enjoy!
P.S. Pamiętacie jeszcze Zuzię? (TUTAJ możecie zobaczyć, jak wyglądała kilka tygodni temu).
Nasz psinka rośnie z zastraszającym tempie. Ma już nieco ponad 4 miesiące, powoli wypadają jej zębole (dzięki czemu jej wyjątkowy charakterek jeszcze mocniej daje nam się we znaki) i obrasta w sierść jak szalona. Coraz mniej boi się świata, ludzie nie są dla Niej już takimi strasznymi potworami, a nawet inne pieski wydają się być całkiem dobrymi kompanami do zabawy. Ponad to wiemy na pewno, że trafiła nam się zdolna i bystra bestia, co jednocześnie jest wspaniałe i przerażające, bo Zuzia doskonale potrafi tym manipulować na swoją korzyść. Jest też upartą indywidualistką, którą trzeba trzymać krótko, żeby dobrze żyło się Nam i Jej. Na pewno jest jeszcze przed nami sporo pracy, wiele rzeczy musimy się wspólnie nauczyć. Ale mimo wszystko, nie da się tej Łajzy nie kochać. Uwierzcie mi, nawet najwięksi twardziele-hokeiści tracą dla Niej zdrowy rozsądek i miękną im serca pod wpływem tych pięknych oczu ;)
Tarta prezentuje się bardzo ładnie. Nigdy nie jadłam takiej z mango. Ale tak szczerze to to nie ciasto mnie urzekło ale psinka <3 cudna:) mam podobnego w domu. Tylko mój jest bardziej czarny:)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńTak na prawdę myślałam, że Zuzka też będzie w większości czarna. Ale (jak już wspominałam) Ona jest indywidualistką i postanowiła wyrosnąć z tej czerni, wbrew wszystkim zadadom ;)
Aww..Susanna on the Love Hill? :D Czy dobrze widzę?
OdpowiedzUsuńExactly! Wczoraj stałyśmy tam jakieś 15 minut, bo organizowane były zawody młodzieży w bieganiu. I ci ludzie byli taaaacy fascynujący, że Zuzia oglądała ich z zapartym tchem ;)
UsuńMoże pewnego dnia staniemy razem, wraz z moim psiakiem? Dopiero będzie Love Hill :D
UsuńOby!
Usuń