wtorek, 12 listopada 2013

Faworki



Ostatnio jakoś rzadziej zamieszczam przepisy, aaale... we wszechświecie nic nie dzieje się bez przyczyny. Można powiedzieć, że w ciągu ostatnich paru tygodni prowadziliśmy dom otwarty. Sprzyja to kulinarnym działaniom- a jakże!- ale przez to czasu na internet było mniej. A jakby tego było mało, doświadczyłam wspaniałej podróży do stolycy, gdzie mogłam wyszaleć się cukierniczo, porozmawiać z rodowitą Amerykanką, spróbować kilku dziwnych ciast, poprzebywać z osobami równie zakręconymi na punkcie pieczenia, jak ja oraz ujrzeć na własne oczy autorkę bloga White Plate. Czy to nie za wiele, jak na dwa dni? Nie! Bo oprócz tego udało mi się po raz pierwszy skosztować francuskich makaroników, zaopatrzyć się w cudne foremki, krem ciasteczekowy (cookie butter) i najprawdziwsze Reese's  Peanut Butter Cups (i tutaj lekkie rozczarowanie, jednak domowe są dużo smaczniejsze). No cudo, po prostu! Tak więc sami widzicie, że zajęło mi trochę czasu ochłonięcie i powrót do rzeczywistości ;) Ale gdy już stanęłam ponownie na gruncie, szalałam w kuchni ile się dało.

Jak już wspominałam, sporo czasu minęło zanim zdecydowałam się upiec napoleonki. I kiedy tak pękałam z dumy nad nimi, moi kochani Bracia sprowadzili mnie na Ziemię, prosząc o kolejny babciny klasyk- faworki. Serce biło jak oszalałe, kolana ugięły się, a w głowie zaczęły pojawiać się wszlekie możliwe wymówki i uniki. Ale jak odmówić komuś, kto do domu przyjeżdża raz na kilka tygodni? Jak powiedzieć "nie", gdy ktoś daje Ci szanse zabawy w kuchni? No właśnie... Zakasałam rękawy i pełna obaw przygotowałam dwa ciasta. Jedno- bezpieczniejsze, o które nie bardzo się bałam- na pączki angielskie. Drugie- znacznie bardziej kapryśne, które już raz doprowadzło mnie niemal do furii- na faworki. Zaoptarzona w garnek, termometr i niebotyczne ilości oleju, spędziłam kilka godzin smażąc te dobroci. I chyba opłacił mi się ten wysiłek, bo dwa stosy frykasów z babcinych przepisów zniknęły w oka mgnieniu :)


Faworki


  • 300g mąki pszennej,
  • szczypta soli, 
  • 1 jajko,
  • 4 żółtka,
  • 5 łyżek gęstej śmietany 12% lub 18%,
  • 1 łyżka octu,
  • olej do smażenia,
  • cukier puder do posypania.
Do miski przesiej mąkę z solą. Zrób wgłebienie i wlej do niego jajko, żółtka, śmietanę i ocet. Wymieszaj wszystkie składniki drewnianą łyżką, a gdy zaczną dobrze łączyć się ze sobą, wyrabiaj ciasto ręką. Kiedy będzie gładkie i elastyczne, uderz w nie kilka razy wałkiem (trzeba ciasto "wybić"). Zawiń w folię spożywczą lub foliowy woreczek i odstaw na co najmniej pół godziny, by gluten nieco odpoczął. 

Na oprószonym mąką blacie rozwałkuj ciasto. Jak grubo? Decyzja należy do Ciebie, bo każdy lubi inaczej. Jedni wolą cienko- wtedy faworki są chrupiące i kruche. Inni grubiej- wtedy na zewnątrz są lekko chrupiące, a w środku pozostają miękkie i jakby... mięsiste, "ciastowe". Gdy już zdecydujesz się na konkretną grubość, potnij ciasto na paseczki o szerokości ok. 1-1.5cm. Następnie każdy pasek podziel na kilka części wielkości ok. 4-5 cm. Ale bez obaw- jak będą dłuższe czy cieńsze, to świat się nie zawali. To Twoje faworki! Co innym do tego? ;) Jak już uzyskasz te nieduże wstążeczki, na środku każdej z nich zrób nacięcie długości ok. 2 cm. Następnie złap górny brzeg paseczka i włóż go w nacięcie, pociągnij z drugiej strony- powienieneś/powinnaś uzyskać właśnie tradycyjny kształt faworka. 

W garnku o grubym dnie rozgrzej dużą ilość oleju- najlepiej tak, by sięgała kilka centymetrów powyżej dna (jednak nie za dużo, by podczas smażenia nie wylał się, przy okazji parząc Ciebie, niszcząc kuchenkę i prowadząc do pożaru). Jeśli posiadasz tremometr cukierniczy- świetnie! Twoje życie będzie nieco prostsze. Po prostu podgrzewaj olej do momentu aż osiągnie temperaturę 180 st.C. Jeśli nie masz termometru, musisz działać nieco po omacku i zaufać swojej intuicji. Kiedy stwierdzisz, że tłuszcz rozgrzał się już odpowiednio, włóż do niego kawałek chleba. Odczekaj 10 sekund. Jeśli po tym czasie pieczywo spaliło się- olej jest zbyt gorący. Jeśli nie zmienił znacząco bawry i wchłonął olej- jest za zimny. jeśli lekko zarumienił się- temperatura jest odpowiednia. Teraz wkładaj ostrożnie do oleju po kilka sztuk (nie za dużo, by nie obniżać temperatury w garnku) faworkowych paseczków. Smaż chwilę, potem odwróć na drugą stronę. Zarumień z każdej strony. Wyjmuj z tłuszczu łyżką cedzakową albo specjalnym sitku i układaj na kratce lub ręcznikach papierowych. Posypuj cukrem pudrem, póki faworki są jeszcze ciepłe, ale nie gorące- wtedy cukier nie rozpuści się, ale przylepi i pozostanie na chruścikach. Zjadaj póki ciepłe. I póki zimne też. Faworki dobre są zawsze.

Enjoy!



5 komentarzy:

  1. Shakaron Makaron? I jak? Uwielbiam je. Już wiem, co mi dasz na święta :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli problem wyboru prezentu mam już z głowy ^^

      Usuń
    2. Daj spokój, to nie miała być żaluzja : ( znaczy aluzja xD

      Usuń
    3. Aluzja, nie aluzja... Tak czy siak, Mikołaj już wie, co ma robić ;-)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...